Mieliście kiedyś tak, że w momencie kiedy wszystko było w miarę dobrze każdy był przy was, "martwił" się o was i interesował się wami, a w momencie kiedy się wszystko posypało i tak naprawdę potrzebujecie największego wsparcia, nagle zostajecie sami i nie ma nikogo ?
Ja właśnie tak mam. Zaufałam (znowu) obcym osobom, tylko po to, żeby znowu cierpieć. Czy wy też tak macię, że im jest gorzej, im bardziej problem narastają, tym bardziej starcie się oddalać od ludzi, stajecie się bardziej agresywni i zamknięci na innych ? Co raz bardziej zamykam się w sobie i co raz bardziej usuwam się od innych. Co raz częściej zaczynam rozmyślać nad swoim życiem, nad rzeczami, które wcześniej nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Znowu zaczynam zwracać uwagę na najmniejsze drobiazgi i znowu mam mętlik w głowie z moimi myślami......
Znowu zaczynam się gubić w swoim własnym życiu i tym razem nie mam zbytnio nikogo, kto by mógł mi pomóc poukładać to wszystko. Wszyscy się odwrócili ode mnie, po części to moja wina, a po części innych. Bliskich nie chce obciążać moimi problemami, bo wiem, że mają własne. Więc znowu nie pozostaje mi nic innego jak poradzić sobie sama, a przynajmniej starać się dawać jakoś radę mimo, że wszystko mnie tak cholernie dobija. Samotność jest straszna, ale czasem po prostu trzeba pobyć trochę samemu, aby uodparnić się na innych.....
Musiałam to z siebie gdzieś wyrzucić, a ludziom się nie ufa, wiec padło na mój blog....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz